wtorek, 6 maja 2014

I nadszedł ten dzień...

Dziś jak nigdy myślę o tym, co powinnam... Nie! Chwila! Co CHCĘ robić w swoim życiu. Co kocham - już wiem. Ale jak to ogarnąć, żeby przy całej frajdzie robienia tego, co się kocha zadowolić też te dwie istoty żyjące obok (ale wcale nie tak obok) mnie.
Jeść musimy. W zasadzie to jakbym się zawzięła... ;) Ale moja pozostała Dwójka głodować nie będzie. Życie w Polsce mogłabym zaliczyć do sportów ekstremalnych, a poza snowboardingiem żadnych innych ekstremalnych uprawiać nie zamierzam.
Więc co tu robić? Zwiewać? Jak wielu? Tylko gdzie? Tam, gdzie można zarobić robiąc to, co się kocha i żyć w umiarkowanym spokoju, z bliskimi obok? Czy tam, gdzie zarobię dużo więcej, ale kosztem swoich pasji? Czy tam, gdzie ciągnie serce...? 
Mając 20 lat nie przypuszczałam, że dorosłe życie może być tak skomplikowane. Bo nie wybrałam pracy po 10 godzin dziennie 5 dni w tygodniu, wieczornych seansów przed telewizorem, parogodzinnego snu, czasem weekendowego wyjścia do knajpy, żeby pożalić się na swoją pracę i los, i tak na okrągło... 
Poniekąd wybrałam wolność. Czy jestem dzięki temu szczęśliwsza? Tak. Czy czuję się bezpiecznie? Nie. Ale wiem, że pracuję na siebie, że robię to, co sprawia mi przyjemność, mam tyle czasu, na ile sama sobie pozwolę, bezustannie ćwiczę organizację pracy, spędzam z rodziną tyle czasu, ile w danej chwili nam potrzeba. Są lepsze i gorsze momenty, ale zawsze jesteśmy razem. Mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. Nawet, jeśli dotrzemy tam, gdzie zaprowadzi nas rozum. Lub serce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz