wtorek, 13 listopada 2012

Smuty, smęty i światełko


Jaka pogoda za oknem - taki też na ogół mój nastrój. Jak na zewnątrz, tak i w środku. A dziś nie bardzo.
I czemu zamiast doenergetyzować się jakąś pozytywną muzyką, ja jak zwykle muszę pogłębiać swój stan?
Bo idealny na dziś jest właśnie Maverick Sabre i jego niesamowita, poruszająca muzyka. Bo taka już jestem. Bo tak.
I aż dziwię się, że nie mam ochoty zasiąść nad płótnem i namalować wielkiej czarnej otchłani. Dziwne.
W mojej głowie wytworzył się jeden mały wyjątek. Tu nie będę dramatyzować. Tu nie ma miejsca na pesymizm i łzy. Za dużo mamy tego na co dzień. Ostatnio nawet więcej niż za dużo.
Mogę teraz usiąść, zamknąć się w sobie i myśleć o tym, jakie to niesprawiedliwości i ogólna beznadzieja toczą ten świat.
Ale chyba jednak wolę wziąć płótno. Bo postanowiłam sobie jedno. Nie będę malować smutów. W tej sferze życia musi pozostać miło. Bo sztuka (czymkolwiek by nie była) jest to po to, żeby pomóc nam przetrwać trudne chwile. Oderwać nas na trochę od tego smutnego życia. I może brzmi to wszystko zbyt patetycznie, ale "tworzenie" przynosi mi ukojenie.
Dlatego, gdy wrócę dziś do domu, napiję się gorącej czekolady (bo ona naprawdę pomaga), mąż podsunie mi pod nos ciasteczko (bo dla niego ważniejsze jest moje samopoczucie niż smukła sylwetka), wezmę do ręki farby i pędzle i namaluję coś pozytywnego. A potem podzielę się tym ze światem. Bo może komuś też zrobi się cieplej. Bo taka właśnie jestem.


A tutaj coś sprzed kilku dni. Światełko. Niektórzy powiedzą, że nie widzą tu nic pozytywnego. Moim zdaniem wystarczy chwilę popatrzeć.